Reportaże z miast zapomnianych. Czyli Turek nie jest sam
Historia początków III RP to nie tylko historia wykluczenia określonych grup społecznych i zawodowych. To także proces skazania na wykluczenie ludzi mieszkających poza stolicami obecnych województw (nie licząc ich sypialni i innych miasteczek satelickich). Historię takiej właśnie prowincji postanowił przedstawić w swojej książce Filip Springer. „Miasto Archipelag” to reportaże z byłych stolic województw sprzed reformy administracyjnej z 1999 r.
„Miasto Archipelag” jest książką ważną nie tylko dla mieszkańców byłych miast wojewódzkich. Turkowianie również mogą identyfikować się z problemami tych, którzy opowiadali Springerowi o swoim życiu na prowincji.
Właściwie wszystkie miasta archipelagu (wg Springera są one jak poszczególne wyspy tworzące archipelag – niby takie same, ale każde z swoimi specyficznymi historiami) czasy swojej świetności przeżywały w PRL, szczególnie po reformie administracyjnej Edwarda Gierka w 1975 r. Oczywiście, wtedy też miały one swoje problemy, ale jak mówi jeden z bohaterów książki: nikt nie przypuszczał, że po transformacji może być jeszcze gorzej.
Problemy, z którymi borykają się mieszkańcy „Polski mniejszych miast” są nam wszystkim znane: brak dobrze płatnych miejsc pracy (lub codzienne kilkunastokilometrowe dojazdy do dużych ośrodków miejskich), problem z dostępem do kultury, niż demograficzny i migracje młodych. Drenaż mózgu. Poza tym problem z komunikacją publiczną (miejską i międzymiastową), wymieranie lokalnego handlu, powstające jak grzyby po deszczu markety i galerie handlowe, itp.
Jednocześnie „Miasto Archipelag” to historie lokalnych syzyfów – przeważnie młodych, ok. 30-letnich ludzi, którzy mimo wszystko pozostali lub powrócili po latach do swoich rodzinnych miast. Pomimo tego, że stereotyp głosi, iż powrót to życiowa porażka. Ludzie ci mają jednak cel: przywrócić życie swojemu miasteczku („W Zamościu nic się nie dzieje? A co zrobiłeś, żeby się działo?”). Zakładają oni nietypowe biznesy, stowarzyszenia kulturalne, angażują się w politykę… I pomimo tego, że żyją w pokoleniowym odosobnieniu, rówieśników spotykając na mieście w najważniejsze święta, mogą w zamian cieszyć się urokami życia w małym mieście.
Na zakończenie zamieszczam wypowiedź jednego z opisanych przez Springera młodego mieszkańca Suwałk, który wrócił i z powodzeniem prowadzi międzynarodowy biznes: „[…] to miasto jałowieje. Wyjeżdżają stąd młodzi, robią studia i już nie wracają. […] Przez to nie ma tu środowisk, które pociągnęłyby debatę, dyskusję o mieście, jego problemach. Remontuje się infrastrukturę, bo tym łatwo kupić wyborców, ale refleksji nad taką intelektualną równią pochyłą to nie ma.”
„Miasto Archipelag” nie jest balladą o byłym pegeerze, jak u Stasiuka. Nie jest to też skrajnie pesymistyczna wizja prowincji, z której trzeba wiać przy każdej nadającej się okazji. Filip Springer ukazuje post-wojewódzką rzeczywistość taką, jaka jest. Historię o tej Polsce, która nie skorzystała na transformacji ustrojowej. Czasem są one pesymistyczne, a czasem dają nadzieję na lepszą przyszłość. Zachęcam do lektury.
Filip Springer „Miasto Archipelag. Polska mniejszych miast”. Wydawnictwo Karakter.
Podziel się z innymi: