Rewolucja w cieniu łódzkich fabryk. Wydarzenia 1905 i 1906 roku w Turku i okolicach
Droga do odzyskania Niepodległości to nie tylko wydarzenia ostatnich lat lub miesięcy I wojny światowej. Niezwykle ważnym, jeżeli nie najważniejszym, etapem dla wszystkich Polaków były lata 1905-1907, czyli okres Rewolucji 1905 roku. W odróżnieniu do krwawo stłumionych powstań, które doprowadziły do niepotrzebnej śmierci lub wygnania wielu młodych Polaków, Rewolucja na trwale zmieniła świadomość mas. Chłopi i robotnicy zyskiwali świadomość narodową oraz klasową, kształcili się, organizowali i działali politycznie na szeroką skalę. Rewolucja 1905 r. to szereg niezwykle istotnych wydarzeń i zjawisk społecznych, które przyczyniły się do odzyskania Niepodległości. Poniższy tekst pierwotnie ukazał się w jednodniówce „Łodzianka” wydanej na 113. rocznicę powstania łódzkiego.
W 1905 roku położony 70 km na zachód od Łodzi Turek zamieszkiwało prawie 9 tys. mieszkańców. W mieście od lat 20. XIX w. prężnie rozwijało się rzemiosło tkackie. Niecały wiek później pogłębiający się kryzys ogarnął także najdalsze, zachodnie zakątki imperium Romanowów. Turkowscy tkacze musieli konkurować zarówno z miejscową tkalnią mechaniczną, jak i z całym nowoczesnym przemysłem fabrycznym w Łodzi. Na prowincji rodziła się świadomość narodowa, żywiołowo wyrażano swoje niezadowolenie z rządów caratu, a rzemieślnicy i robotnicy reagowali na pogarszającą się sytuację społeczno-ekonomiczną.
Rewolucja u kresu rzemiosła tkackiego
Turkowianie byli uciskani zarówno przez władze carskie, jak i przez miejscową burżuazję. Walkę w postaci strajków i demonstracji podejmowali robotnicy oraz młodzież szkolna w miastach i wsiach całego powiatu tureckiego. Wydarzenia te miały znacznie mniejszą skalę od tych, które rozgrywały się w pobliskim Kaliszu czy w Łodzi. Autorzy książki „Dzieje Turku” przyczynę tego stanu rzeczy upatrują w słabo rozwiniętym przemyśle fabrycznym oraz rozdrobnieniu rzemiosła. Typowy dla miejscowości wielkości Turku był brak odpowiednio przygotowanych organizacji politycznych zdolnych do pokierowania stosownymi działaniami. Pierwsze koła socjalistyczne, w tym bundowskie, powstały w Turku dopiero na krótko przed rewolucją, a Narodowa Demokracja była przeciwna koncepcji walki klas.
Wczesną wiosną 1905 r. na terenie powiatu tureckiego PPS wzywał w swoich drukach ulotnych do walki politycznej i ekonomicznej. Turkowianie 1 maja zaprzestali pracy i zorganizowali demonstrację pod hasłami: „Niech żyje rewolucja!”, „Precz z burżuazją!” oraz „Niech żyje Polska niepodległa!”. W manifestacji solidarnie wzięli udział Polacy wraz z Żydami, ale także mieszkańcy pochodzenia czeskiego i niemieckiego: robotnicy, rzemieślnicy, bezrobotni i handlarze.
Również w maju doszło do napiętej sytuacji między czeladnikami a majstrami i nakładcami tkackimi. Pod ratuszem zgromadziło się ok. 700 osób, a pertraktacje musiał prowadzić naczelnik powiatu. Negocjacje zakończyły się podwyższeniem wynagrodzenia dla robotników.
20 października swoją manifestację zorganizowała Narodowa Demokracja. Na wiecu przemawiali ziemianin Wincenty Orłowski oraz powiatowy geometra Stanisław Mystkowski, wyrażający nadzieję, że Polska niebawem uzyska niepodległość, a „polski biały orzeł ozdobi w tym kraju wszystkie budynki”.
30 października w Malanowie miała miejsce manifestacja, w której wzięło udział „wiele osób różnych stanów”. Ze sztandarem przywiezionym z Turku zebrani ruszyli na wieczorne nabożeństwo, po którym odbył się wiec. Przemawiali również Orłowski i Mystkowski, nawołując chłopów do solidaryzowania się z inteligencją i wspólnej walki o autonomię.
W grudniu 1905 r. doszło do wielu manifestacji politycznych na terenie Turku i powiatu tureckiego. Zaniepokoiło to władze carskie, gdyż robotnicy i chłopi zaprzestawali pracy, nie wykonywali zarządzeń władz, odmawiali płacenia podatków i bojkotowali kupno rosyjskich towarów. Ludzie domagali się także, aby dokumenty, z którymi mieli do czynienia, były pisane w języku polskim. W Turku dewastowano napisy w języku rosyjskim na tablicach i drogowskazach, niszczono też portrety rodziny carskiej i carskie orły.
W roku 1906 nasiliła się walka na tle ekonomicznym. Robotnicy żądali regulacji czasu pracy, lepszego wyżywienia i podwyższenia zarobków. Od połowy 1906 r. kaliski generał-gubernator Mikołaj Kaznakow wprowadził rządy terroru, ale nie zakończyło to walk toczących się teraz głównie w okolicznych wsiach.
Represje w 1906 roku utrudniały otwartą walkę ekonomiczną i niepodległościową, jednak nie przeszkadzały w organizowaniu zamachów na carską policję, żandarmerię, dygnitarzy i burżuazję. Za organizację zamachów odpowiadał przeważnie PPS. W powiecie tureckim zanotowano napady zbrojne na rządowe sklepy monopolowe. Zdobyte pieniądze przeznaczano na broń, materiały wybuchowe i działalność rewolucyjną. W 1906, 1907 i 1909 r. na trasie Kalisz – Turek odnotowano trzy napady na furgony pocztowe.
Krwawy listopad 1906 roku
Jednym z bardziej pamiętnych zdarzeń rewolucyjnych w Turku było kilka dni terroru zastosowanego przez carskich żołnierzy z Kalisza w listopadzie 1906 roku. Czytamy o tym w napisanym ćwierć wieku później artykule „Z niedalekiej przeszłości w Turku” autorstwa Leona Lubomira Kruszyńskiego – założyciela i redaktora naczelnego „Echa Tureckiego”, lokalnego działacza społecznego, historyka z zamiłowania, regionalisty.
Przebieg zrywu turkowskiej ludności przeciwko carskim żołnierzom oraz represji, jakim została później poddana, opisano w amerykańskiej prasie wydawanej przez polskich emigrantów. Kruszyński nie podaje niestety tytułu artykułu ani publikacji, z której czerpie opis listopadowych wydarzeń. Według obszernie cytowanego przezeń sprawozdania prasowego przyczyną wyjścia mieszkańców na ulice Turku była wieść o tym, że rosyjscy żołnierze aresztowali księdza wikarego Grabowskiego. Jak można wywnioskować z opisu, powodem była także chęć powstrzymania pijanych żołnierzy przed czynieniem szkód.
Jak przytacza Kruszyński, w porze wieczornej w miejscowym młynie parowym zaprzestano pracy. Zaalarmowano członków ochotniczej straży ogniowej, którzy stawili się w umundurowaniu. W mieście uderzono w dzwony, więc niebawem pod kościołem zebrało się kilka tysięcy turkowian. To właśnie w okolicach kościoła „żołdactwo najwięcej charcowało” (pisownia oryginalna). Oficer carski nawoływał przybyłą ludność do rozejścia się, „aby tem łatwiej wojsko mogło bezkarnie dalej gwałty popełniać”. Napotkał jednak opór strażaków ochotników, którzy zażądali wyjazdu pijanych żołnierzy.
Punktem zwrotnym wydarzenia była prowokacja urzędnika rosyjskiego, mieszkającego nieopodal, który wystrzelił z okna swojego mieszkania. Dało to wojsku powód do oddania w kierunku zgromadzonych mieszkańców kilku salw, „naturalnie pod pozorem, jakoby pierwszy strzał urzędnika Sokołowa pochodził z tłumu”.
Ostrzelany tłum rozbiegł się na wszystkie strony, „a ponieważ bramy domów były zamknięte”, ludzie nie mieli się gdzie ukryć. Wojsko nadciągnęło również ze strony przeciwnej i zaczęło ostrzeliwać uciekających. Według zagranicznej prasy zginęły dwie osoby, a 15 zostało rannych. Na drugi dzień członkowie straży ogniowej oddali mundury i „rekwizyty” (prawdopodobnie chodzi o strażacki ekwipunek), a organizacja została rozwiązana.
W dniu kolejnym turkowianie stali się obiektem represji ze strony dragonów przybyłych z Kalisza. Rozpoczęły się masowe aresztowania, które „odbywały się w sposób wprost dziki”. Nie wiadomo dokładnie, ilu mieszkańców Turku zatrzymano. Autor artykułu przytaczanego przez Kruszyńskiego wymienia jedynie kilka nazwisk osób należących do turkowskiej elity. Aresztowano Wincentego Orłowskiego, dziedzica dóbr w Muchlinie pod Turkiem, późniejszego działacza Związku Ludowo-Narodowego, oraz powiatowego geometrę Stanisława Mystkowskiego (również związanego z ZLNem). Zabrano ich do Kalisza.
Pozwolę sobie przytoczyć obszerniejszy fragment zagranicznego sprawozdania, ukazujący brutalność rosyjskich żołnierzy: „Następnie aresztowano ogólnie poważanego obywatela p. Kubackiego, którego przy tem bito bez litości kolbami, dalej p. Waberskiego właściciela fabryki i p. Zielińskiego właściciela sklepu kolonjalnego. Tych ostatnich dwóch zabrano z restauracji, przyczem bito ich kolbami. Oddano ich w ręce patrolu ze słowami: Róbcie z nimi co wam się podoba. Patrol tak zachęcony wlókł ich wśród ciągłego bicia do pewnej stajni, gdzie dzicz biła ich do tego stopnia, że się na nogach już trzymać nie mogli. Następnie natrząsali się z nich, żądając, aby pobici salutowali przed żołdakami po wojskowemu”.
W przytaczanym przez Kruszyńskiego sprawozdaniu można znaleźć opisy brutalnych aresztowań i wtargnięć żołnierzy do domów. Podczas trzeciego dnia represji doszło do bicia mieszkańców, którzy chcieli dostać się do miasta lub je opuścić: „Ustawiono na końcach miasta dzikich żołdaków, którzy bili każdego przechodzącego, a ruch był wielki, bo był to dzień targowy, więc dużo włościan jechało z produktami do miasta. Bito […] każdego, kto im pod ręce wpadł i nie puszczono ofiary prędzej, aż krew się ukazała. Wielu włościan uciekło z powrotem przez pola, pozostawiając konie i wozy z dobytkiem”. Wojsko urządziło także masowe grabieże „szynków i rzeźników, gdzie obżerało się kiełbasami i napychało sobie niemi kieszenie”.
Marcin Derucki
Źródła:
- Dzieje Turku. Praca zbiorowa pod redakcją Edmunda Makowskiego i Czesława Łuczaka, Wydawnictwo WBP, Poznań 2002
- Bartosz Stachowiak (oprac.), Leon Lubomir Kruszyński. Zbiór prac, Bibliotheca Turcoviana, Turek 2007